Iść razem, aby rozumieć lepiej
Prowadziłem kiedyś w niewielkiej włoskiej parafii spotkanie dla rodziców dzieci przygotowujących się do przyjęcia I Komunii św. Rozmawialiśmy o wielu sprawach, które budziły wątpliwości bądź nastręczały trudności w rozumieniu prawd wiary. Doszło także do dyskusji na temat osób wierzących rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach. Kiedy próbowałem przedstawić argumenty doktrynalne i dyscyplinarne, które nie pozwalają na przyjęcie Komunii św. w takiej sytuacji, usłyszałem nagle stwierdzenie pewnej kobiety skierowane do jednej z osób: „Jeżeli chcesz, to weź ją sobie (w domyśle Komunię św.). Ja potem lepiej się czuję, a poza tym nikt nie będzie mi mówił, co mogę, a czego nie”. Pomyślałem wtedy, że to dziwna niekonsekwencja. Przecież kiedy ta pani idzie do fryzjera, to robi dokładnie to, co się jej każe, kiedy idzie do dietetyka czy lekarza, stara się dostosować do ich zaleceń. Skąd więc taka dowolność, wprost samowola w sprawach duchowych, które przecież, jak stwierdziła wcześniej, są dla niej ważne?
Refleksje te wróciły do mnie już po opublikowaniu ostatecznego dokumentu po XIV Zwyczajnym Synodalnym Zgromadzeniu Biskupów na temat Powołanie i misja rodziny w świecie współczesnym.
Po pierwsze, warto zastanowić się nad rzeczywistością Eucharystii. Nie jest ona rzeczą, którą można sobie wziąć. Eucharystia jest przecież Osobą – jest nią Jezus Chrystus ukryty pod postacią chleba. Traktowanie Chrystusa jak rzeczy, która pozwoli mi przez chwilę lepiej się poczuć, prowadzi tylko do pogłębienia tej rany, którą już w sobie nosimy. Relatywizacja Komunii św. prowadzi w konsekwencji do głębokiego niezrozumienia, czym jest Kościół i dokąd ma prowadzić swoich wiernych.
Po drugie, warto podkreślić, że Eucharystia nie jest nagrodą. Jest pokarmem ludzi świętych i grzesznych, ale jednak ludzi, którzy starają się poprzez nawrócenie być blisko Boga i razem z nim zmartwychwstawać ze swoich grzechów. Jak pisał św. Jan Paweł II Eucharystia jest lekiem pozwalającym na życie wieczne, przywracającym duchowe siły. Jeżeli wierzący ma silne postanowienie poprawy swojego życia, a z drugiej strony nic nie robi, aby je zmienić, to po co przyjmuje Komunię św.? Czy subiektywne poczucie samozadowolenia wystarczy, aby obecność Chrystusa w sercu była prawdziwie owocna?
Potrafimy maltretować nasze ciała na siłowni, przez długą dietę, systematycznie chodzimy na spacery – wszystko po to, aby były piękne i zdrowe. Zachowujemy dyscyplinę w pracy i w domu. Jak się to dzieje, że w relacji do Chrystusa potrafimy sobie właściwie wszystko wytłumaczyć i stwierdzić, że tak naprawdę to chrześcijaninowi jest trudno zgrzeszyć?
Myślę, że te wszystkie rozterki towarzyszyły ojcom synodalnym, kiedy zastanawiali się, co znaczy miłosierdzie w relacji do osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach, kiedy pytali, czy i kiedy można tym osobom pozwolić na zbliżenie się do eucharystycznego stołu.
Synod skończył się opublikowaniem dokumentu, w którym ojcowie synodalni przedstawili swoje stanowisko na temat miejsca w Kościele osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach oraz zaapelowali do papieża Franciszka, aby to on podjął ostateczne decyzje.
W jaki sposób możemy więc prowadzić duszpasterstwo wiernych rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach? Jestem przekonany, że dokument końcowy w żaden sposób nie upoważnia ani osób żyjących w powtórnych związkach, ani duszpasterzy do tego, aby ogłosić, że wszyscy mogą kiedy chcą przyjmować Najświętsze Ciało i Krew Jezusa Chrystusa. Dokument przedstawiony Ojcu świętemu wyraża ogromną troskę duszpasterzy o osoby, które z różnych względów żyją w powtórnym związku, ale także zachęca je do tego, aby przeprowadzić solidny rachunek sumienia, który pozwoli na zrozumienie tego, co stało się w ich sakramentalnym małżeństwie. Uważam, że to pierwszy poważny krok, aby skutecznie oddziaływać duszpastersko. Po uważnym i obiektywnym spojrzeniu na małżeństwo i przyczyny jego rozpadu wiele osób żyjących w powtórnych związkach dojdzie do wniosku, że najpierw muszą naprawić szkody wyrządzone najbliższym, a dopiero później mogą myśleć o zbliżeniu się do Komunii św. Może taki poważny proces nawrócenia pod okiem spowiednika pozwoli na prawdziwą przemianę, a nie szukanie łatwych usprawiedliwień w stylu: skoro mogę przystąpić do Komunii św., to wszystko jest już w porządku i nie muszę nikogo przepraszać i niczego zmieniać.
Myślę, że to chcieli powiedzieć ojcowie synodalni, kiedy zastanawiali się nad 84 i 85 punktem relacji końcowej. Potrzebny jest proces nawrócenia, potrzebna jest opieka kapłana, potrzebne jest zrozumienie i zaleczenie ran zadanych sakramentalnemu małżonkowi. Dopóki wierzący i żyjący w powtórnym związku nie wejdzie na tę drogę, nie może żądać dla siebie Komunii św., która byłaby oparta tylko na jego subiektywnych odczuciach. Trzeba więc stwierdzić, że na Synodzie podtrzymano dotychczasową doktrynę Kościoła na temat udzielania Komunii św. Stwierdzono jasno, że osoby żyjące w powtórnych związkach nie mogą przystępować do Komunii św. Zachowano tym samym nauczanie Kościoła wyrażone jasno w nr 84 Familiaris Consortio, pkt 1650 Katechizmu Kościoła Katolickiego oraz w dokumencie Kongregacji Nauki Wiary z 1994 roku na temat przyjmowania Komunii św. przez wiernych rozwiedzionych żyjących w powtórnych związkach. Przypomnijmy więc, że osoby wierzące żyjące w powtórnym związku mogą przyjąć Komunię św. tylko wówczas, kiedy żyją ze sobą powstrzymując się od pożycia małżeńskiego zastrzeżonego tylko dla małżonków lub kiedy zdecydują się na opuszczenie związku i powrót do sakramentalnego małżonka. Wierni, którzy zdecydowali się na złożenie do sądu biskupiego wniosku o stwierdzenie nieważności zawartego małżeństwa, i czekają na orzeczenie, do czasu otrzymania wiadomości o tym, że ich małżeństwo zostało nieważnie zawarte, powinni wstrzymać się od pożycia małżeńskiego.
Jako Kościół jesteśmy wspólnotą ludzi grzesznych zmierzających do zbawienia. Nikogo nie wykluczamy, nikim nie gardzimy. Droga jest długa i nieraz trudna. Pochylamy się na tymi, którzy z różnych powodów, także z powodu problemów małżeńskich, potrzebują pomocy. Nie możemy jednak oszukiwać siebie i upadających. Komunia św. jest umocnieniem, prowadzi do prawdy i dlatego jestem wdzięczny ojcom synodalnym za to, że przypomnieli stojące przed wszystkimi wymagania. Jestem wdzięczny, że nie rozrzucili bezkrytycznie tego drogocennego Pokarmu na drodze, ale zaprosili do refleksji, która daje nadzieję.
Ufam, że w adhortacji posynodalnej Ojciec św. Franciszek, powierzając nas wszystkich Bożemu miłosierdziu, przypomni o drodze nawrócenia i doda wszystkim odwagi do pójścia wymagającą ścieżką przykazań.
ks. Przemysław Drąg
Dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin