Syndrom postaborcyjny – cztery kroki do wyzwolenia

Nie mogę tak po prostu wyjść na ulicę i zabić człowieka bez żadnych skutków dla swojej psychiki, swojego samopoczucia, swego sumienia. Podobnie jest z kobietą, która także nie może zabić dziecka bez następstw dla jej przyszłego życia oraz jej psychiki, ponieważ w swojej podświadomości wie, że zabiła dziecko.
Grzegorz Górny rozmawia z dr Rosą Stummer.

Grzegorz Górny: Jest Pani lekarzem i zajmuje się pomocą ludziom cierpiącym na syndrom postaborcyjny. Co to właściwie jest PAS – Post Abortion Syndrom?

Dr Rosa Stummer: Syndrom opisywany jest medycznie jako kompleks wielu symptomów. Odkryto, że kobiety po aborcji wykazują klasyczne symptomy zarówno cielesnego, psychosomatycznego, jak i psychicznego typu.

Czasami, kiedy podczas swojej praktyki rozmawiam z kobietami, mam wrażenie, jakby wszystkie one cytowały swoje objawy z podręcznika, tak bardzo są klasyczne.

Symptomy cielesne występują najwcześniej. Są to krwawienia, infekcje i uszkodzenia macicy. Ich następstwem mogą być zaburzenia menstruacyjne, co często widziałam u kobiet lub u młodych dziewcząt, a także przedwczesne porody i poronienia.

Często występuje również długi okres latencji, tzn. długi czas między aborcją a wystąpieniem symptomów, jak w przypadku raka.

Miałam przypadki kobiet, które kilkanaście, a nawet 20 lat po przeprowadzeniu aborcji zachorowały na raka. Bardzo często jest to rak piersi, ale również inne jego rodzaje. Chroniczne poczucie winy, które jest tłumione, prowadzi do obniżenia stanu odporności, a to z kolei zwiększa prawdopodobieństwo choroby nowotworowej.

Pod koniec trzeciego trymestru ciąży, kiedy przeprowadzane są aborcje, koncentracja estrogenów we krwi przekracza wielokrotnie ich średni poziom. Taka koncentracja nie występuje nigdy w zwykłym cyklu, ani nawet w wypadku poronienia.

Estrogeny powodują, że komórki w piersiach zaczynają rosnąć i dzielić się, co nazywa się w języku medycznym proliferacją. Komórki te są jeszcze niezróżnicowane, niewyspecjalizowane, a wiemy, że takie komórki łatwiej mogą się degenerować.

Przy normalnym przebiegu ciąży, w 32. tygodniu, te gruczoły zaczynają się różnicować, tzn. powstają kanaliki mleczne, co znakomicie chroni kobietę przed rakiem piersi.

Jeśli aborcji dokonano podczas pierwszego trymestru ciąży, szansa powstania raka piersi jest bardzo wysoka, szczególnie w przypadkach, gdy rak występował już w rodzinie lub jeśli dziewczyna jest jeszcze młoda, a później używa takich środków, jak np. pigułki antykoncepcyjne.

Jeśli chodzi o następstwa psychosomatyczne, to kobiety często skarżą się na zaburzenia seksualności. Ponadto występują u nich niezogniskowane, rozwlekłe bóle brzucha, a także – bardzo często – migreny, zaburzenia snu oraz nocne koszmary.

To są bardzo klasyczne objawy i mają je prawie wszystkie kobiety po aborcji.

Lista psychicznych następstw jest szczególnie długa. Często jest to wielkie poczucie winy i żalu, oznaki wewnętrznej, emocjonalnej śmierci, wewnętrznej pustki, depresja, stany lękowe, zachwianie poczucia własnej wartości, tendencje autoagresywne, nadużywanie alkoholu i narkotyków.

Niektóre kobiety myślą o samobójstwie. Wskaźnik samobójstw znacznie zwiększa się po aborcji. Występują problemy w związkach z partnerami. Często kobiety tęsknią za nową ciążą, by zastąpiła im ona owe stracone już dziecko. To są tylko niektóre symptomy.

Do nich dochodzą wahania nastroju, częsty płacz, irytacja z błahego powodu, takiego jak np. hałas odkurzacza.

Należy jednak podkreślić, że nie każda kobieta wykazująca te symptomy miała aborcję. Jednak prawie u każdej kobiety, która przeprowadziła aborcję, objawy te występują.

G.G.: Czy zgłaszają się do Pani tylko kobiety po aborcji, czy też syndrom może dotyczyć także innych osób?

R.S.: Nie należy sądzić, że aborcja dotyka tylko kobietę i zmarłe przy tym dziecko, ale, czego większość ludzi sobie nie uświadamia, ma ona wpływ na całe społeczeństwo.

Dotyka też ojców, którzy może chcieli mieć dziecko lub może nie wiedzieli nic o aborcji, a którzy później czują, że kogoś brakuje. To jest uczucie smutku, pozbawienia radości życia oraz nieokreślonego niepowodzenia.

Istnieją badania robione w Ameryce, które stwierdzają, że cierpi również rodzeństwo nienarodzonego dziecka.

Kanadyjski lekarz pediatra, dr Philip Ney, pracujący z wykorzystywanymi dziećmi, doszedł do wniosku, że istnieje silny związek między aborcją a złym traktowaniem dzieci.

Gdy kobieta chce dokonać aborcji, musi przekroczyć w sobie pewien próg agresji. Trudno jest zabić dziecko.

Dzieje się to często poprzez odczłowieczenie dziecka, kiedy ktoś twierdzi, że to przecież nie jest jeszcze żadne dziecko – i tego kłamstwa się trzyma. Jednak wskutek aborcji kobieta zostaje zraniona w swojej kobiecości i swym macierzyństwie.

Może później w kolejnych ciążach źle rozpoznawać potrzeby swoich dzieci i źle na nie reagować. Działa to jak blokada między nią a jej dzieckiem, które wychodzi z tego poszkodowane. Dzieci te cierpią na stany lękowe, trzymają się matki, nie potrafią cieszyć się życiem, nie wiedzą, dlaczego miałyby się nim cieszyć.

Ludzie, który przeżyli obóz koncentracyjny, po uwolnieniu byli psychicznie załamani, odczuwali wielki stres. Podobnie można wyobrazić sobie dzieci urodzone po aborcji, które muszą rosnąć w macicy, gdzie panuje duch śmierci, duży strach i zagrożenie ich życia.

Tym ludziom towarzyszy później w życiu silny strach. W dzieciństwie pojawia się u nich agresywne zachowanie wobec rodziców czy w ogóle autorytetów, lub też ich agresja skierowana jest przeciw nim samym w postaci tendencji samobójczych. Nie mogą się cieszyć należycie swoim życiem.

Ten skomplikowany, ambiwalentny stosunek do matki, która z jednej strony powinna dawać miłość, z drugiej strony uzurpuje sobie prawo do zabicia dziecka, prowadzi do tego, że człowiek, gdy jest już dorosły, nie może stworzyć trwałego związku małżeńskiego. Powstają problemy z zaufaniem do partnera.

Istnieją również statystyczne badania, które stwierdzają, że ci ludzie sami akceptują aborcję. Nie są w stanie kochać dzieci, ponieważ sami nie byli kochani, oczekiwani i przyjęci przez swoich rodziców.

To prowadzi do zaklętego kręgu coraz większej liczby aborcji w tych rodzinach. A wiemy, że jeśli w rodzinie zdarzyła się aborcja, ciągnie się to przez pokolenia. Jeśli dochodzi do tego jeszcze zaniedbywanie czy złe traktowanie dzieci, może prowadzić to do wymierania całych rodzin.

Kiedy zorientujemy się, jak dużo kobiet przeprowadziło aborcję, kiedy zobaczymy, ile dzieci przeżyło śmierć swojego rodzeństwa, możemy sobie wyobrazić ogólny klimat, tzw. kulturę śmierci w społeczeństwie, w którym nikt nie może już sobie ufać, w którym nie ma stabilnych stosunków między ludźmi, w którym nie ma zaufania w rodzinie, w relacjach pomiędzy partnerami, między rodzicami a dziećmi. Prowadzić to może do powstania bardzo mocnych destrukcyjnych tendencji.

G.G.: Jaki procent kobiet po aborcji cierpi na wspomniany przez Panią syndrom?

R.S.: Z mojego doświadczenia wynika, że 70 proc. kobiet cierpi na syndrom postaborcyjny. O reszcie kobiet, które nie cierpią, można powiedzieć, że go spychają do podświadomości. Wcześniej czy później pojawia się on jednak u każdej kobiety.

Nie mogę tak po prostu wyjść na ulicę i zabić człowieka bez żadnych skutków dla mojej psychiki, mojego samopoczucia, mojego sumienia. Podobnie jest z kobietą, która także nie może zabić dziecka bez następstw dla jej przyszłego życia, jej psychiki, ponieważ w swojej podświadomości wie, że zabiła dziecko.

G.G.: Jak się pomaga takim kobietom?

R.S.: Pomóc można tylko temu, kto chce pomocy i kto jest wewnętrznie gotowy, aby skonfrontować się z tymi prawdami, odrzucić kłamstwo, że to nie było dziecko, i obejrzeć zdjęcia dziecka wykonane podczas aborcji.

Kobiety są zaskoczone, gdy dowiadują się, że w wieku trzech tygodni biło już serce ich dziecka, że ich dzieci miały już palce, stopy. Za pierwszym razem jest to wielki szok dla matki, ale ona musi przyjąć ten fakt i przyznać rację, że to było dziecko.

To jest decydujący krok:

„tak, to było dziecko; tak, zrobiłam to”.

Nie można uniknąć kwestii winy. Nie osądzam nikogo. Każdy z nas jest winny w swoim życiu, bez wyjątków. Kobieta musi uznać swoją winę. Jeśli wyobrazimy sobie całą winę za zabicie dziecka jako tort, to może być tak, że wina kobiety stanowi tylko mały wycinek tego tortu. Ale do tego małego wycinka musi się przyznać – dopiero wtedy może być uleczona.

Dopiero kiedy przyzna, że zrobiła coś złego, nastąpi pojednanie. Pojednanie to musi obejmować wszystkich: Boga – Dawcę wszelkiego życia, dziecko – jako ofiarę, wszystkie zaangażowane w aborcję osoby. Na końcu kobieta musi przebaczyć sobie samej. Te cztery punkty są konieczne.

G.G.: Jaki jest pierwszy krok?

R.S.: Tutaj, w Wiedniu, doradzamy kobietom wszystkich wyznań modlitwę i z doświadczenia wiem, że Bóg zawsze jej wysłuchuje. Nie gardzi sercem gotowym do skruchy. Kiedy modlimy się z tymi kobietami, często okazuje się, że one nie modliły się 20 lat albo i dłużej.

Nie wiedzą, jak się spowiadać. Wtedy trzeba im wszystko tłumaczyć, a nawet wkładać słowa w usta. W modlitwach – bo nie jest to klasyczna psychoterapia, ale normalna modlitwa – prosimy Boga o przebaczenie, niezależnie od wyznania.

Jeśli kobieta rzeczywiście żałuje, otrzyma przebaczenie. I to od razu po niej widać, to się czuje. Może znów spać, cieszyć się, zaczyna się proces uzdrowienia.

Jeśli kobieta jest katoliczką, wysyłamy ją do księdza i tłumaczymy, jak ważna jest spowiedź, jakie konsekwencje niesie aborcja i jak można znów znaleźć się w stanie łaski, jak znów można rozmawiać z Bogiem, jak można się z Nim pojednać. Bóg jest wspaniałomyślny i żadna wina nie jest dla niego zbyt wielka, aby nie chciał jej przebaczyć.

G.G.: Drugi krok to…

R.S.: …pojednanie się z dzieckiem.

Pewien ksiądz z Wiednia opracował dla nas w tym celu specjalną modlitwę, która rzeczywiście jest bardzo głęboka.

W modlitwie tej prosimy na początku o Bożą ochronę. Można przywołać również swoich patronów, aby się z nami modlili.

Później prosimy kobietę, aby dziękowała za swoje życie, za życie dziecka oraz za swoje powołanie do macierzyństwa. To jest piękne u Boga, że kiedy popełnia się błąd, taki jak odrzucenie macierzyństwa, można to naprawić. Można również w późniejszym czasie powiedzieć:

„Dobry Boże, dzisiaj postanawiam przyjąć macierzyństwo, dziękuję za swoje dziecko, przyjmuję je, zaczynam z nim rozmawiać i prosić je o przebaczenie”.

Zawsze prosimy Boga, aby przekazał kobiecie imię dziecka, i najczęściej kobiety same spontanicznie wiedzą, czy to jest chłopiec czy dziewczynka. Poznają imię, ponieważ Bóg od początku zwraca się do człowieka po imieniu.

G.G.: Wtedy przychodzi kolej na trzeci krok…

R.S.: Kiedy kobieta pojednała się już z dzieckiem, prosimy ją, aby prosiła o przebaczenie tych wszystkich, którzy mogli się cieszyć z dziecka, być może ojca, ciocię, może przyszłego partnera.

Potem kobieta musi przebaczyć tym, którzy przyczynili się do jej bólu, którzy ją opuścili, którzy jej nie pomogli, którzy zmuszali ją do aborcji, samemu lekarzowi, który przeprowadzał aborcję, oraz tym, którzy mu w tym pomagali, również politykom, którzy uchwalili te ustawy itd.

G.G.: Co dalej?

R.S.: Dalej prosimy Boga o łaskę chrztu. Nie można ochrzcić martwego dziecka. Jednak nie jest to sakramentalny chrzest, lecz chrzest pragnienia, taki, którego pierwsi chrześcijanie udzielali swym zmarłym przodkom.

Istnieje tęsknota za ochrzczeniem dziecka. Tę tęsknotę przynosi się Bogu i prosi się Go o łaskę chrztu. Jest to potrzebne, ponieważ każdy człowiek obciążony jest grzechem pierworodnym. Oczywiście, te dzieci nigdy nie grzeszyły, ale muszą zostać oczyszczone przez wodę chrztu właśnie od grzechu pierworodnego. O to prosimy w modlitwie.

Zwykle robimy to uroczyście: zapalamy świecę chrzcielną, wypowiadamy wyznanie wiary. To bardzo piękny akt. Na koniec podczas chrztu ofiarujemy dziecko Matce Bożej. Prosimy o miłość, której nie może już dać matka dziecka. Prosimy, aby Matka Boża ją zastąpiła, a ze strony ojca – św. Józef. Prosimy również Anioła Stróża o przebaczenie i prosimy, aby zaniósł dziecko do Boga, przed Jego oblicze w niebie.

Potem przychodzi ważny punkt – prosimy o wewnętrzne uzdrowienie kobiety, prosimy Jezusa, by położył na nią swą rękę i uzdrowił jej całą osobę, szczególnie w jej macierzyństwie i kobiecości, oraz uwolnił ją i całą rodzinę od ducha śmierci, od wszystkich negatywnych uczuć, które spadły na tę rodzinę przez aborcję.

Następnie prosimy, aby kobieta pobłogosławiła swoje dziecko i oddała je Bogu. Mamy piękną kaplicę, do której posyłamy kobietę, aby mogła się w ciszy pomodlić do Boga. Wiele kobiet, które robią to z całego serca, wraca do domu z poczuciem szczęścia.

Pojednanie się z dzieckiem jest dopełnieniem spowiedzi i pojednania z Bogiem, ponieważ przez aborcję została zniszczona relacja z dzieckiem. W spowiedzi grzechy zostają przebaczone, ale ten zniszczony stosunek do dziecka musi zostać odbudowany.

Mówimy kobiecie, że za każdym razem, kiedy przyjmuje Komunię św., znajduje się w maksymalnej bliskości swojego dziecka. Powinna traktować dzień tej modlitwy jak dzień chrztu swojego dziecka, ponieważ znajduje się ono już w niebie. Dla wielu kobiet jest to wielkie pocieszenie.

G.G.: Mówiła Pani, że ostatni krok to wybaczenie sobie samej…

R.S.: Bardzo ważne jest przyjrzenie się jeszcze raz kobiecie, zrozumienie, jak w ogóle do takiego czynu doszło. Często jej własne dzieciństwo przebiegało nieprawidłowo, nie była poważnie traktowana, nie była kochana, jej potrzeby nie były szanowane, nie były wysłuchiwane. Ona sama i jej życie nie były prawidłowo docenione.

Prosimy Jezusa również o to, aby wszedł we wspomnienia z przeszłości i uzdrowił je. Kiedy kobieta nie ma uporządkowanego życia seksualnego, prosimy, by również to oddała Bogu, aby mógł On całkowicie uzdrowić ją, jej całe życie, całą jej osobowość.

Te kobiety, które odnawiają swoją wiarę, doświadczają największego uzdrowienia. Bóg zapomina o wszystkim. A jeśli Bóg im przebaczył, mogą również wybaczyć samym sobie.

G.G.: Jak to się stało, że zaczęła Pani pomagać osobom cierpiącym na syndrom postaborcyjny?

R.S.: Miałam 17 lat, kiedy poznałam pierwszą kobietę, która przeszła aborcję. Była zamężna, miała trójkę dzieci. Miała romans, zaszła w ciążę i przeprowadziła aborcję. Po aborcji dostawała ataków paniki, musiała leczyć się psychiatrycznie.

Los tej kobiety bardzo mnie wtedy poruszył. Podczas swoich studiów medycznych i psychologicznych spotykałam następne kobiety, które miały aborcje, i wciąż widziałam, jak bardzo cierpią.

W końcu poznałam kobietę, z którą zaprzyjaźniłam się, wiele razem robiłyśmy. Kiedyś powiedziała mi, że Bóg nie może jej już przebaczyć, bo zabiła czwórkę swoich nienarodzonych dzieci.

Próbowałam jej wytłumaczyć, że Bóg wybacza wszystkie grzechy, jeśli ktoś za nie żałuje. Ale nagle, po pół roku, zmarła na raka w wieku 48 lat. To był dla mnie wielki szok, odczuwałam wielki żal, że nie zdążyłam doprowadzić do jej pojednania z Bogiem.

W międzyczasie zrobiłam praktykę lekarską, ale nigdy nie zapomniałam o tej kobiecie.

Pewnego dnia poszłam do kościoła w Wiedniu i zobaczyłam zaproszenie na czuwanie modlitewne poświęcone zwycięstwu miłości nad śmiercią. Pomyślałam, że tego właśnie potrzebowała moja przyjaciółka.

G.G.: Jest Pani psychologiem, zajmuje się psychoterapią, a jednak cały czas w Pani wypowiedziach pojawia się wątek religijny.

R.S.: Dopiero później zrozumiałam, że kobieta, która chce dokonać aborcji, całkowicie świadomie oddala się od Boga, tzn. żyje w ciemności. Wiele kobiet nie jest w stanie o własnych siłach pojednać się z Bogiem.

Po tej duchowej śmierci, choć żyją fizycznie, potrzebują pomocy i modlitwy innych. Nie mogę sobie wyobrazić pracy z tymi kobietami bez aspektu religijnego. Chodzi o dwie sprawy: o stratę dziecka, jego śmierć oraz o winę. Medycyna i terapia psychiatryczna nie mogą ich usunąć. To może zrobić tylko Bóg.

A ponieważ przyczyna tkwi w duchowym obszarze, również terapia musi dotyczyć tego duchowego obszaru, dlatego możemy kobiecie pomóc tylko w ten sposób. Dlatego wykonuję tę pracę, by nikt już nie musiał umierać, tak jak moja przyjaciółka.

G.G.: Wiem, że trafiają też do Pani Polki…

R.S.: To prawda. Zauważyłam, że decydują się one na aborcję głównie ze względów materialnych i finansowych. Kiedy im się pomoże, decydują się urodzić. W związku z tym muszę im powtarzać, że kiedy znajdują się w biedzie, Bóg pomaga. Sama tego doświadczyłam.

Kiedy Bóg daje dziecko, daje również środki. Chcę prosić te kobiety, aby się nie poddawały, nie odrzucały Bożej opieki, a Polaków chcę prosić o to, aby pomagali ciężarnym kobietom, które zostały na przykład porzucone przez mężczyzn. Aby dzielili się tym, czym mają, by zapobiec aborcji.

Kobiety decydują się na ten krok, który ma tak straszne skutki dla życia, ponieważ nie widzą żadnych szans dla siebie i dziecka. Dlatego ważne jest, by okazać im solidarność i pomoc.

Wina nie leży jedynie po stronie kobiety. My wszyscy ją ponosimy, jeśli dochodzi do aborcji.

G.G.: Czy kobieta może cierpieć na syndrom postaborcyjny także wówczas, jeśli pozbyła się dziecka w inny sposób?

R.S.: To dobre pytanie. Należy bowiem dodać, że nie tylko chirurgiczna aborcja prowadzi do zabicia dziecka, ale również stosowanie pigułek czy spirali.

Zakładam, że niechlubna liczba około miliona aborcji w Austrii w ciągu ostatnich 25 lat, czyli od wprowadzenia ustawy aborcyjnej, zwiększona jest jeszcze przez użycie pigułek i spirali wczesnoporonnych. Szacuję, że opłakujemy śmierć dwóch milionów dzieci.

G.G.: Dlaczego pigułki i spirale są środkami aborcyjnymi?

R.S.: Lekarze nie mówią kobietom, że te środki hamują zagnieżdżenie się płodu w macicy. Zapłodnienie zachodzi w obszarze jajowodu. Od 7 do 11 dni, czasem dłużej, potrzeba, aby dziecko przeszło z jajnika do macicy i tam zbudowało sobie gniazdko, zagnieździło się.

Poprzez użycie pigułek błona śluzowa macicy, która normalnie jest bardzo gruba, by dziecko mogło dobrze się zagnieździć, staje się płaska, cienka, zostaje zniszczona. Dziecko nie może znaleźć sobie miejsca w macicy i ginie.

Później kobieta nie wie, czy miała dziecko czy nie, ile dzieci zabiła… Wiele kobiet ma psychiczne problemy podczas dłuższego używania spirali czy pigułek. Przede wszystkim depresje.

Praca nad tym możliwa jest tylko przy pomocy łaski Bożej. Kiedy kobiety nawracają się, żałują tego kroku, który zrobiły wcześniej. Problem polega na tym, że nie zostały dostatecznie poinformowane przez lekarza.

G.G.: No właśnie, wydaje się, że niedoinformowanie na temat skutków aborcji dotyczy nie tylko całego społeczeństwa, lecz także środowiska lekarskiego. Czy podczas studiów medycznych pojawia się w ogóle ten problem?

R.S.: Wiem, że podczas studiów medycznych nie mówi się o tym. Myślę, że wynika to z tego, że lekarze, którzy wykonują aborcję, czują się winni. Chodzi tu o zbiorową winę lekarzy. Bardzo trudno jest się do tego przyznać.

W Austrii aborcja została zalegalizowana 25 lat temu i przez ten czas skrzywdzonych zostało wiele kobiet, wiele rodzin. Lekarze są podzieleni: jedni uznają aspekt moralny zagadnienia, inni nie.

Żeby uniknąć wewnętrznego skłócenia środowiska lekarskiego, utrzymuje się zmowę milczenia. To, niestety, powoduje, że później bardzo trudno jest zdiagnozować stan kobiety.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Grzegorz Górny

www.milujciesie.org.pl