Cień Ojca w spojrzeniu matki - Gabriella Gambino z Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia

Opublikowano: 27 października 2021 r.

W rodzinach cud często kryje się w życiu codziennym: lekcja Jana Dobraczyńskiego

L’Osservatore romano, 19 października 2021, autorstwa GABRIELLI GAMBINO

Czytając list apostolski papieża Franciszka Patris corde, natrafiamy w pewnym momencie na cytat z powieści Jana Dobraczyńskiego o życiu św. Józefa „Cień Ojca”. Kiedy ukazał się List Apostolski, 8 grudnia 2020 roku, właśnie kończyłam czytać powieść po raz pierwszy. Niedawno odkryłam ten tom, opublikowany w 1977 roku i przedrukowywany po włosku ponad dwadzieścia razy. Ciekawe, że papież zacytował to w jednym ze swoich tekstów magisterium. Od tego czasu, w niecały rok, przeczytałam go jeszcze dwa razy. W rzeczywistości jest w tej książce coś niezwykłego, przesłanie, które uporczywie dociera do mojego serca i stanowi wyzwanie dla mnie jako kobiety, żony i matki.

W rzeczywistości „Cień Ojca” to nie tylko opowieść o ojcostwie, ale już wcześniej jest to opowieść o wielkiej miłości, jaka między Józefem i Maryją, kochankami, narzeczonymi, a potem małżonkami. „Wielkość św. Józefa polega na tym, że był on Oblubieńcem Maryi…” – pisze papież Franciszek w Patris corde. Oczekiwanie na ich pierwsze spotkanie, zdumienie i pewność wzajemnego poznania się od pierwszego wejrzenia, radość z oddania się miłości, której nie byli twórcami, bo źródłem tej miłości był Bóg. Byli szczęśliwi mogąc uczestniczyć w Boskim planie zbawienia, tworząc rodzinę, której Jezus potrzebował, aby przyjść na świat i wzrastać „w mądrości, wieku i łasce”. Oblubieńczej miłości, która jest prawdziwa, głęboka, całkowicie powierzona Najwyższemu jeszcze przed ich spotkaniem. Podobnie jak miłość między każdym mężczyzną i każdą kobietą, która dostrzega własną historię w horyzoncie powołania, którego bohaterem jest Bóg. Miłości, której nie należy gonić ani gorączkowo szukać, ale czekać: „Czekam…”, szepnął Józef, odpowiadając Zachariaszowi, który zapytał go, dlaczego w jego wieku nadal nie ma żony. Nie wiedział dokładnie, na co czekał, ale tęsknił za tym oczekiwaniem, ponieważ rozumiał, że w głębi duszy było to coś, co odmieni jego życie.

Dwoje kochanków, Józef i Maryja, którzy oboje powiedzieli tak na wezwanie Ojca do życia całkowicie powierzonego. Nie romantyczna idea miłości, ale świadomość bycia zaproszonym do realizacji projektu, z którego każdy jest wyjątkowym i wspaniałym instrumentem; ponieważ kiedy Łaska działa w jednej osobie lub między dwiema osobami, rozprzestrzenia się lotem błyskawicy i ma uniwersalny zasięg. Tworzy życie i zmienia życie. Jak to się dzieje z nami małżonkami. Jak pięknie jest zapytać swoje dzieci, czy miłość między mamą a tatą zrodziła się od uderzenia pioruna. Z mojego doświadczenia wynika, że ​​odpowiedź brzmi tak, jeśli przez „miłość od pierwszego wejrzenia” mamy na myśli ponowne spotkanie z tym, którego Pan wymyślił „dla mnie”, aby zrealizować swój plan zbawienia. Kiedy spotykamy Chrystusa, nie możemy nie dostrzec w tym spotkaniu objawienia: Chrystus zawsze ma dla nas coś w zanadrzu, drogę, która ma tylko jeden cel – życie wieczne – po której chce tylko wylać rzeki swojej łaski.

Małżeństwo jest dla nas małżonków tą podróżą. Przepełniona radością, ale też nieporozumieniami, chwilami zniechęcenia i wątpliwości: „Jego łódź – pomyślał Józef po spotkaniu z Maryją – nie dotknęła brzegu, ale […] oderwała się od cumowania i płynęła daleko w kierunku nieznanej przygody”. A jednak w nas, małżonkach, pozostaje pewność piękna tej podróży – u boku małżonka tak odmiennego od tego, co sobie wyobrażaliśmy – bo na początku było właśnie ponowne spotkanie.

Historia opowiedziana przez Dobraczyńskiego przypomina nam, że aby podążać ścieżką, musimy połączyć dwa składniki: umieć prosić z ufnością, ale też nauczyć się widzieć, co nam nie wychodzi. Ile razy w naszym codziennym życiu spotykamy się z pociechami, śladami obietnicy Miłości?

Świadomi, w głębi serca, że ​​nie zawsze trzeba pytać i że wszystko trzeba pozostawić Dawcy. W naszych rodzinach „cud często kryje się w codzienności”, a Duch podpowiada nam, że to, co zwyczajne, w rzeczywistości jest często nadzwyczajne. Myślę o tym, jak pięknie jest czuć pulchne rączki naszych dzieci pieszczące nasze twarze (tak jak mały Jezus z Józefem) i czuć w naszych sercach, że jest to pieszczota od Boga; lub przyjąć fakt, że dorastające dziecko zamyka się na wiele godzin w swoim pokoju, szukając siebie w samotności, tak jak Jezus, gdy był bardzo mały, oddalał się w odosobnione miejsca, aby modlić się do Ojca, ukrytego przed Józefem i Maryją. Jakże trudno jest dokonać tego rodzaju rozeznania w rodzinie, kiedy jesteśmy wezwani do milczenia, dzielenia się, słuchania, opuszczenia zdrowych przestrzeni wolności. To nasz wysiłek, by iść razem ku życiu wiecznemu, czasami przytłoczeni poważnymi i uciążliwymi okolicznościami, zawsze naznaczeni  ciągłymi małymi codziennymi trudnościami. Oboje z radością witamy projekt zbawienia dzień po dniu, tak jak my, małżonkowie, jesteśmy zaproszeni do przyjęcia projektu, któremu powiedzieliśmy „tak”: dla nas samych, dla dzieci i dla wszystkich tych, do których dotrze fala naszego życia rodzinnego. Jest jeszcze jeden krok, który uczą nas Maryja i Józef: obaj przyjęli obietnicę, którą Duch Święty im dał. Józef przyjął dar Ducha, który wzrastał w łonie jego oblubienicy; Maryja przyjmuje obietnicę złożoną Józefowi we śnie.  W tym darze Ducha dla obojga tworzy się jedność dwojga w wymiarze oblubieńczym i odtwarza się schemat trynitarny: ty i ja w Chrystusie; my i Chrystus. To właśnie ten dynamizm może oświecić nas jako małżonków w naszym wspólnym życiu: w moim współmałżonku Duch objawia się i jest także dla mnie znakiem Bożej miłości do nas. Dobrze wiemy, że czasami to, co objawia się przez współmałżonka, nie jest dokładnie tym, czego chcielibyśmy dla siebie: ale w sakramencie małżonkowie stają się dla siebie ścieżką do nieba. Sposób, który czasami jest nieoczekiwany i niewygodny, ale jeśli zostanie zaakceptowany, może nauczyć nas kochać się nawzajem w większy, bardziej hojny sposób. Tak jak Maryja, kiedy Józef poprosił ją, aby wstała, zebrała to, co mieli, wzięła Jezusa w ramiona i stawić czoła długiej, niebezpiecznej pieszej wędrówce do Egiptu.

Ponieważ tym, co musi nas prowadzić w tych sprawach, jest wiedza, że ​​w centrum naszego małżeństwa jest Chrystus.Kiedy widzę mojego męża na modlitwie, wiem, że to właśnie ta relacja napędza naszą codzienną miłość. A kiedy możemy modlić się razem, Chrystus jest obecny pośród nas, żywy sakrament w naszym konkretnym codziennym życiu.

Parafrazując Patris corde, za każdym razem, gdy znajdujemy się w stanie miłości, musimy pamiętać, że nasza miłość jest „znakiem”, który odnosi się do wyższej Miłości. Wszyscy jesteśmy zawsze w sytuacji Józefa, nawet jako małżonkowie: cień jedynego Ojca Niebieskiego. Mężowie i żony, by strzegli się nawzajem i pilnowali powierzonych nam dzieci. Aby ich strzec dla Ojca, dla życia wiecznego w Nim. Ale każdy z nas jest także Maryją niosącą Jezusa w swoim łonie, aby dać Go światu jako owoc naszego bycia w relacji z Duchem Świętym. Naszym powołaniem chrześcijańskim – uczy wielki rosyjski święty Serafin z Sarowa – jest zdobywanie Ducha Świętego, aby odbijał Jego światło, wlewał miłość Chrystusa w relacje, w których żyjemy.

Być cieniem Ojca oznacza więc strzec drugiego, który jest wam powierzony, aż nadejdzie czas, aby się wycofać: „Cienie znikają, gdy słońce wschodzi…”. Gdyż cień znika, gdy światło Ducha zaczyna wzrastać w tym dziecku, któremu towarzyszyłeś w kierunku wolności życia w Chrystusie.

Jakim darem jest obserwowanie syna, który jest już prawie dorosły i ma dokonywać wyborów, całkowicie oddanych Ojcu! Moje macierzyństwo skłoniłoby mnie do interwencji, sugestii, prowadzenia, ale przychodzi czas, kiedy muszę odrzucić swój ochronny cień i stanąć obok męża, który wspiera go w jego decyzjach, zachęcając go i „wprowadzając” go w życie. świat. Jako żona i matka muszę „zostawić mu część ojca”, abyśmy razem mogli patrzeć, jak odchodzi, w milczeniu, z wdzięcznością. Wdzięczni, bo nie dzięki naszym zasługom, ale dzięki łasce Najwyższego widzimy Ducha działającego w naszej rodzinie. Inaczej myśleć, to ulegać pokusie Nieprzyjaciela, który każe nam wierzyć, że wszystko zależy wyłącznie od nas: wielka pokusa naszych czasów, przyczyna wielu kryzysów małżeńskich, nawet wśród najbardziej pobożnych chrześcijan.

Z tego powodu ponowne odczytanie historii miłosnej Józefa i Maryi opowiedzianej przez Dobraczyńskiego może być bardzo pomocne w głębszym wniknięciu w tajemnicę miłości oblubieńczej oraz w odkrywaniu z prostotą i pokorą wspólnie, męża i żony, jak działa Chrystus w naszym codziennym życiu. (L’Osservatore romano, 19 października 2021)

Tłumaczenie: BCh/KODR

www.laityfamilylife.va